Przejdź do głównej zawartości

Aż pewnego dnia wszystko runęło.

Długo oszukiwałem samego siebie. 

Wierzyłem, że życie to projekt. Coś, co można rozpisać na zadania, podzielić na etapy, „ogarnąć” i doprowadzić do końca. 

Jak checklistę: szkoła, praca, relacje, sukces. Jedno po drugim. Bez miejsca na chaos, na potknięcia, na ciszę.

Aż pewnego dnia wszystko runęło.

Cisza przestała być spokojem – zaczęła dusić

Kontuzja, która odebrała mi ruch, zabrała mi też poczucie bezpieczeństwa. 

Decyzje, które miały być proste, roztrzaskały plan na kawałki. 

I wtedy dotarło do mnie coś, co zabolało mocniej niż wszystkie te doświadczenia razem:

Życie nie jest projektem. Życie jest procesem.

Projekt ma cel. Proces ma sens.
Projekt kończy się w wyznaczonym terminie. Proces trwa, nawet jeśli nie masz siły zrobić kolejnego kroku.

Projekt rozlicza Cię z efektów. 

Proces rozbiera Cię do naga – z masek, z udawania, z potrzeby bycia „kimś”.

I właśnie tam, w chaosie, w braku kontroli, w poczuciu bezradności – odnalazłem prawdę, przed którą całe życie uciekałem.

Cisza, której się bałem, stała się przestrzenią.
Kontuzja, którą przeklinałem, nauczyła mnie uważności.
Hospicjum, które rozumiałem jako koniec, okazało się początkiem rozumienia, że obecność jest ważniejsza niż naprawianie.
Sporty walki – zamiast rywalizacji – dały mi lustro: reagujesz instynktem czy świadomie wybierasz?

I nagle zobaczyłem, że cały ten „projekt” to było więzienie. Że w tym świecie odhaczonych zadań zawsze byłem spóźniony, niewystarczający, za mało idealny.

A w procesie – mogę być w drodze. Nieidealnej. Chaotycznej. Prawdziwej.

Moja prawda?

Życie jako projekt wyciska Cię do ostatniej kropli.

Życie jako proces daje Ci oddech.


Nie potrzebujesz już gonić. Nie musisz się porównywać. Nie musisz nikomu udowadniać, że nadążasz.

I jeśli to czytasz – zatrzymaj się teraz.

Spójrz na siebie i zadaj pytanie, które może zaboleć:
Czy naprawdę żyję… czy tylko odhaczam kolejne punkty?


Co zostanie, kiedy skończą się wszystkie checklisty?
Co zostanie, jeśli nigdy nie pozwolisz sobie być w procesie?

Nie jesteś do naprawienia. Nie jesteś do „ukończenia”.
Jesteś do przeżycia. Tu. Teraz. W chaosie. W ciszy. W prawdzie.

Rozwój nie jest celem. Rozwój to droga. Proces. Twój własny – niepowtarzalny, czasem bolesny, ale prawdziwy.

I teraz pytanie do Ciebie, którego nie da się już zignorować:

Czy naprawdę chcesz przeżyć swoje życie jak projekt, który trzeba skończyć, czy jak proces, w którym wreszcie możesz być sobą?

Bo jeśli życie jest tylko projektem, to co stanie się w dniu, w którym odhaczysz ostatnie zadanie?

Jeśli ten tekst w Tobie coś poruszył – coś, co ciężko jest nazwać, coś, co siedzi gdzieś w sercu – chcę Cię zaprosić do podzielenia się tym.

Napisz w komentarzu, co w Twoim życiu wciąż traktujesz jak projekt, a co zaczynasz wreszcie przeżywać jako proces. 

Jakie cisze, zakręty, upadki uczyły Cię najwięcej? 

Co dziś odkrywasz o sobie, gdy przestajesz gonić i zaczynasz być obecny?

Twój głos jest ważny. Twoje doświadczenia mają znaczenie.
Nie zostawiaj ich w ciszy – podziel się nimi. Porozmawiajmy o tym razem.

Bo może właśnie w tych komentarzach powstanie coś, co pomoże każdemu z nas zrozumieć, że życie nie jest projektem – życie jest procesem.

Chcę przeczytać, jak Ty przeżywasz swój proces. 

Napisz. Zostaw komentarz. Zacznijmy tę rozmowę.



Komentarze

  1. Jestem. Przeczytałam. Jakie to ważne... Muszę usiąść i przemyśleć... Czuję, że jestem w projekcie ciut za często.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kiedy ruch uspokaja życie...

Po  kilku latach trenowania defendo wiem, że to nie tylko ciosy i kondycja. To przede wszystkim umiejętność opanowania siebie – emocji, oddechu, reakcji.  Na macie, w klubie uczę się panować nad chaosem, który pojawia się w ułamku sekundy.  To doświadczenie stało się dla mnie nieocenione w codziennym życiu, zwłaszcza że żyję z dużymi deficytami koncentracji, dla niektórych znanymi jako ADHD .  Moja głowa pędzi szybciej niż ciało, myśli skaczą w każdym kierunku.  Czasem codzienność przypomina nieustanny sparing – terminy, spotkania, projekty, zadania, ludzie… To, czego nauczyłem się na treningach, pomaga mi w pracy i relacjach z innymi. Kiedy na spotkaniu z klientem, biznesowym lub prywatnym emocje zaczynają przyspieszać, przypominam sobie, jak w walce można wyhamować chaos, złapać oddech i spojrzeć na sytuację z dystansem.  Kiedy moja uwaga rozprasza się od miliona myśli, wykorzystuję techniki skupienia na jednej czynności, na sekwencji ruchów, ciosów, któ...

Nie da się zrobić komuś „emocjonalnego RKO”

To wspomnienie wróciło do mnie nagle. W codzienności. Podczas zwykłej rozmowy w sklepie, rozmowy jakich wiele,  w poranku takim jakich wiele. I nagle – jakby ktoś otworzył we mnie stary pokój, w którym było dużo ciszy i napięcia . Kilka lat temu. Wyszedłem ze sklepu i zobaczyłem tłum ludzi. Na ziemi kobieta. Leżała bezwładnie.   Wtedy ciało zadziałało szybciej niż myśl. Uklęknąłem. Wstępne badanie. Oddechy agonalne u poszkodowanej. Dłonie ułożyły się tak, jak mnie uczono.  Rytm ucisku. Rytm, który znałem na pamięć. A może bardziej znało moje ciało, mięśnie.  Obok ktoś dzwonił, ktoś krzyczał, ktoś patrzył w panice, ktoś rozmawiał. Mężczyzna podszedł, pomogę też umiem. Ktoś przyniósł wodę.  A ja robiłem swoje. Czekałem z nią, aż przyjedzie karetka. Gdy ratownicy przejęli sytuację, wstałem i odszedłem. Pamiętam krótki powrót do domu. I długi czas, kiedy moje serce musiało nauczyć się zwalniać. Jakby emocje dopiero wtedy chciały mnie dogonić. Dopi...

Moja moneta ma dwie strony...

Czasami mam wrażenie, że stoję w miejscu.  Patrzę, jak inni biegną, rozwijają się, zdobywają kolejne szczyty – zwłaszcza ci, którym sam staram się pomóc.  I wtedy pojawia się pytanie: „dlaczego oni potrafią, a ja nie?” .  To dziwne uczucie, kiedy twoi uczniowie, klienci, bliscy – ci, którym chcesz coś dać – zaczynają cię wyprzedzać. Osiągają rzeczy, które mnie samemu wciąż się wymykają.  Z jednej strony czuję dumę i radość, bo wiem, że o to właśnie chodzi.  Z drugiej – we mnie samym rodzi się cień. Porównanie .  Głos, który szepcze: „oni lepiej, szybciej, mocniej… a Ty? ”. Czasami wtedy widzę w sobie tylko to, co nie wyszło. Potrafię godzinami analizować porażki, rozkładać je na części, karmić się poczuciem winy, że mogłem inaczej, lepiej.  W takich chwilach tonę w przekonaniu, że ugrzęzłem w ciemnej stronie monety – jakby tylko ona istniała. I wtedy dzieje się coś, co mnie zatrzymuje.  Nagle przychodzi SMS. Wiadomość. Rozmowa. Ktoś napisze: „dz...