Przejdź do głównej zawartości

Moja moneta ma dwie strony...

Czasami mam wrażenie, że stoję w miejscu. 

Patrzę, jak inni biegną, rozwijają się, zdobywają kolejne szczyty – zwłaszcza ci, którym sam staram się pomóc. 

I wtedy pojawia się pytanie: „dlaczego oni potrafią, a ja nie?”

To dziwne uczucie, kiedy twoi uczniowie, klienci, bliscy – ci, którym chcesz coś dać – zaczynają cię wyprzedzać. Osiągają rzeczy, które mnie samemu wciąż się wymykają. 

Z jednej strony czuję dumę i radość, bo wiem, że o to właśnie chodzi. 

Z drugiej – we mnie samym rodzi się cień. Porównanie

Głos, który szepcze: „oni lepiej, szybciej, mocniej… a Ty?”.

Czasami wtedy widzę w sobie tylko to, co nie wyszło. Potrafię godzinami analizować porażki, rozkładać je na części, karmić się poczuciem winy, że mogłem inaczej, lepiej. 

W takich chwilach tonę w przekonaniu, że ugrzęzłem w ciemnej stronie monety – jakby tylko ona istniała.

I wtedy dzieje się coś, co mnie zatrzymuje. 

Nagle przychodzi SMS. Wiadomość. Rozmowa. Ktoś napisze: „dziękuję, że jesteś”, „to, co mi powiedziałeś, zmieniło coś we mnie”, „nie dałbym rady bez ciebie”. 

Z pozoru drobne zdania, ale we mnie robią coś ogromnego. Bo inni widzą we mnie to, czego ja sam często nie potrafię zobaczyć. 

Gdy skupiam się na porażkach – oni przypominają mi moje zwycięstwa. Gdy myślę, że stoję w miejscu – oni widzą drogę, którą przeszedłem. 

Gdy czuję się słaby – oni dostrzegają moją siłę.

I czasem to właśnie ich słowa ratują mnie przed upadkiem. Podnoszą, gdy już prawie się poddaję. Pokazują, że nawet w mojej niedoskonałości jest wartość. Że nawet kiedy ja widzę siebie przez pryzmat błędów, to wciąż jestem dla kogoś ważny.

Nie jest łatwo wstać, gdy człowiek tonie w rozpaczy i wątpliwościach. Ale nauczyłem się, że inni mogą być wtedy moją drabiną, moim dźwigiem. Że mogę pozwolić, by ktoś podał mi rękę i zapalił lampkę, gdy sam nie widzę światła.

Bo każda moneta ma dwie strony. Ja też mam.
Z jednej strony – błędy, krytyka, rozczarowania. To znam najlepiej, to przychodzi mi bez wysiłku. 

Ale jest też druga strona – talenty, dary, zwycięstwa, chwile, kiedy byłem wsparciem. Ona istnieje, choć trudniej mi ją dostrzec. I uczę się ją zauważać.

Uczę się też, że moje tempo to moje tempo. 

Że to, że inni biegną szybciej, nie oznacza, że ja się spóźniam. Moja droga ma swój rytm. Moja historia – swój czas. I choć czasem boli mnie, że nie jestem jeszcze tam, gdzie chciałbym być, to wiem, że idę. Może powoli, z potknięciami, ale idę.

Kiedy patrzę tylko na ciemność, odbieram sobie siłę. 

Ale kiedy odważę się zobaczyć całość – widzę, że nie jestem tylko zbiorem błędów. Jestem kimś, kto kocha, kto wspiera, kto nie raz podnosił się z upadku.

Każdy z nas ma swoją ścieżkę i swoje tempo. To nie jest wyścig. Nie muszę być jak inni. Nie muszę wygrać, żeby moja droga miała sens.

Dlatego coraz częściej próbuję obracać tę monetę w dłoni. Patrzeć na obie strony. Bo dopiero wtedy mogę zobaczyć prawdę o sobie.

A prawda jest taka, że jestem w drodze. 

I ta droga naprawdę ma sens, chociaż czasami tego nie rozumiem. 


A Ty?

  • Opowiedz, co najczęściej widzisz, kiedy patrzysz na swoją drogę – brak czy dar?

  • Jakie momenty w Twoim życiu przypominają Ci, że naprawdę dajesz radę?

  • Kiedy ostatnio pozwoliłeś komuś być dla Ciebie drabiną albo dźwigiem?

  • Co w Twojej historii zasługuje dziś na to, żeby nazwać to zwycięstwem, nawet jeśli wydaje się małe?

  • Jak wygląda druga strona Twojej monety?

Podziel się w komentarzu  (tutaj, na FB) lub napisz do mnie. 

Może Twoje doświadczenie stanie się dla kogoś światłem, którego właśnie teraz potrzebuje.

Jeśli uznasz to za wartościowe udostępnij innym. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kiedy ruch uspokaja życie...

Po  kilku latach trenowania defendo wiem, że to nie tylko ciosy i kondycja. To przede wszystkim umiejętność opanowania siebie – emocji, oddechu, reakcji.  Na macie, w klubie uczę się panować nad chaosem, który pojawia się w ułamku sekundy.  To doświadczenie stało się dla mnie nieocenione w codziennym życiu, zwłaszcza że żyję z dużymi deficytami koncentracji, dla niektórych znanymi jako ADHD .  Moja głowa pędzi szybciej niż ciało, myśli skaczą w każdym kierunku.  Czasem codzienność przypomina nieustanny sparing – terminy, spotkania, projekty, zadania, ludzie… To, czego nauczyłem się na treningach, pomaga mi w pracy i relacjach z innymi. Kiedy na spotkaniu z klientem, biznesowym lub prywatnym emocje zaczynają przyspieszać, przypominam sobie, jak w walce można wyhamować chaos, złapać oddech i spojrzeć na sytuację z dystansem.  Kiedy moja uwaga rozprasza się od miliona myśli, wykorzystuję techniki skupienia na jednej czynności, na sekwencji ruchów, ciosów, któ...

Nie da się zrobić komuś „emocjonalnego RKO”

To wspomnienie wróciło do mnie nagle. W codzienności. Podczas zwykłej rozmowy w sklepie, rozmowy jakich wiele,  w poranku takim jakich wiele. I nagle – jakby ktoś otworzył we mnie stary pokój, w którym było dużo ciszy i napięcia . Kilka lat temu. Wyszedłem ze sklepu i zobaczyłem tłum ludzi. Na ziemi kobieta. Leżała bezwładnie.   Wtedy ciało zadziałało szybciej niż myśl. Uklęknąłem. Wstępne badanie. Oddechy agonalne u poszkodowanej. Dłonie ułożyły się tak, jak mnie uczono.  Rytm ucisku. Rytm, który znałem na pamięć. A może bardziej znało moje ciało, mięśnie.  Obok ktoś dzwonił, ktoś krzyczał, ktoś patrzył w panice, ktoś rozmawiał. Mężczyzna podszedł, pomogę też umiem. Ktoś przyniósł wodę.  A ja robiłem swoje. Czekałem z nią, aż przyjedzie karetka. Gdy ratownicy przejęli sytuację, wstałem i odszedłem. Pamiętam krótki powrót do domu. I długi czas, kiedy moje serce musiało nauczyć się zwalniać. Jakby emocje dopiero wtedy chciały mnie dogonić. Dopi...