Przejdź do głównej zawartości

Posty

Kiedy spokój pachnie kontrolą

  Nie wiem, czy też to znasz. To uczucie, że jeśli odpuścisz — wszystko się rozsypie. Że jeśli nie dopilnujesz, nie przewidzisz, nie sprawdzisz — ktoś zobaczy, że nie jesteś wystarczająco silny. Więc trzymasz. Za ludzi. Za plan. Za siebie. Ściskasz życie tak mocno, że przestaje oddychać. I nazywasz to spokojem. Ale to nie jest spokój. To kontrola. Cicha, perfekcyjna, dobrze ubrana w rozsądek. Mówi do Ciebie: „Musisz wszystko dopilnować, inaczej się rozpadnie.” „Nie możesz pokazać słabości.” „Tylko spokój uratuje Cię przed bólem.” Tylko że właśnie przez to boli najbardziej. Kontrola nie koi. Ona dusi. W tym napięciu mieszka strach — że inni zobaczą, że nie ogarniasz. Wstyd, że możesz zawieść. Że ktoś oceni Twoją słabość. Bo przecież nie wypada pokazać:  nie mam kontroli . I w tym momencie uderza prawda: im mocniej próbujesz wszystko trzymać w garści, tym bardziej się rozsypujesz. Bo napięcie nie znosi życia. Ludzie nie mieszczą się w planach. Emocje nie słuchają harmonogramu. Ś...
Najnowsze posty

„Po co wstajesz rano? O sensie, który nie potrzebuje motywacji”

  Czasem łapię się na tym, że pytam siebie: dlaczego to robię? Dlaczego znowu próbuję, dlaczego nie odpuszczam, dlaczego mi zależy? I niby to dobre pytanie, mądre, motywacyjne. Ale im częściej je zadaję, tym bardziej czuję, że ono nie prowadzi mnie do środka, tylko... wkoło. Bo „dlaczego” to pytanie dla świata. Dla tych, którzy chcą zrozumieć, dla tych, którym chcemy się wytłumaczyć. Dlaczego pracuję tak dużo. Dlaczego się staram. Dlaczego milczę, kiedy inni krzyczą. W „dlaczego” jest walka. Trochę ego. Trochę lęku. Trochę pragnienia, żeby ktoś przytaknął:  tak, masz rację, to ma sens. Ale kiedy zostajesz sam ze sobą, bez odbicia w oczach innych, „dlaczego” staje się puste. Nie daje spokoju, nie daje odpowiedzi. A wtedy pojawia się inne pytanie. Cichsze. Trudniejsze. Prawdziwe. Po co? Po co wstajesz rano? Po co mówisz „tak”, choć czujesz, że chcesz powiedzieć „nie”? Po co biegniesz, choć ciało i serce proszą o chwilę oddechu? To pytanie nie szuka historii. Ono szuka sensu. Nie...

Gubię siebie w pracy – cicha opowieść o wypaleniu

Chcę Ci opowiedzieć coś, co dzieje się powoli, prawie niezauważalnie.  Budzisz się rano i już wiesz – znowu trzeba wstać. Ale ciało protestuje. Jest ciężkie, jakby oblepione kurzem nieprzespanych nocy.  W głowie dźwięczy echo wczorajszego dnia: te same słowa, ten sam pośpiech, te same oczekiwania. Patrzysz w lustro i widzisz oczy, które kiedyś błyszczały .  Teraz patrzą pusto. Jakby chciały odpocząć od wszystkiego.  W pracy każdy dźwięk jest za głośny, każde zadanie za duże.  Robisz, co trzeba, a serce jest gdzie indziej. Uśmiechasz się, bo trzeba. Odpowiadasz, bo wypada. W środku coś w tobie cichnie – nie gniew, nie smutek, raczej obojętność.  Jakby ktoś powoli gasił światło. Dni stają się szare, monotonne. Małe rzeczy irytują bardziej niż powinny. Koleżanka pyta o raport, a w Tobie rodzi się gniew, którego nie rozumiesz. Dawna radość i entuzjazm ustępują cynizmowi. Nawet pochwały brzmią jak pusty dźwięk. Ciało zaczyna mówić głośniej: bezsenność, napię...

Codzienne zwycięstwa, które naprawdę się liczą

  Wyobraź sobie, że każdy dzień to pole bitwy. Nie ma fanfar, nie ma oklasków, czasem nikt tego nie zauważa. A jednak – jeśli przetrwasz dzień świadomie, jeśli podejmiesz choć jeden trudny krok, jesteś zwycięzcą . Tak zaczyna się częsta historia. Poranek Marty – zwycięstwo w ciszy Budzik dzwoni o 6:45. Marta przewraca się na bok, słysząc w głowie: „Nie dzisiaj, zostań w łóżku”. Ciepło pościeli przytłacza, myśli krążą wokół pracy, obowiązków, spotkań, które wydają się nie do udźwignięcia. A jednak dziś wstaje. Zaparza kawę, siada przy stole i tworzy listę – nie ambitnych projektów, tylko realnych, małych kroków: odpowiedzieć na kilka maili, przygotować dokumenty, wyjść na krótki spacer. W drodze do pracy poczuła, jak spokój powoli wkrada się w ciało. Nie zmieniła świata, nie rozwiązała wszystkich problemów. Ale odzyskała kontrolę nad swoim dniem. To zwycięstwo – niewidoczne dla świata, ale ogromne dla niej samej. Pokonała nie zadania ani obowiązki, lecz własne poczucie bezradnoś...

Zbyt zajęci....

Przewijałem ekran bezmyślnie, żeby choć na chwilę odsunąć myśli. I wtedy trafiłem na zdanie, które zatrzymało mnie, trafiło w pewną strunę we mnie: Niektórzy z nas nigdy nie mieli czasu być szczęśliwi,  bo byli zbyt zajęci byciem silnymi. Nie przewinąłem dalej. Coś we mnie zadrżało. Jakby ktoś wypowiedział na głos to, czego sam nie umiałem nazwać. Jakby ta fraza była nie tylko czyjaś — ale moja. Bo ja też byłem zbyt zajęty, by się zatrzymać. Zbyt zajęty, by przyznać, że czasem nie daję rady. Że też potrzebuję, żeby ktoś mnie przytrzymał — a nie tylko ja innych. Pomyślałem o matkach, które wieczorem płaczą w ciszy, bo w dzień trzeba być silnym. O ojcach, którzy udają spokój, gdy w środku wszystko się wali. O tych, którzy w pracy są „twardzi”, a w domu miękną w samotności. O ludziach, którzy pocieszają innych, choć sami już nie mają siły mówić: „Też mi ciężko.” To codzienni bohaterowie bez peleryn. Nie potrzebują oklasków. Ale potrzebują oddechu. Bo poświęcenie jest piękne — ale gdy ...

Nie potrafię odpocząć.

     Wiem, jak to powinno wyglądać – wyłączyć telefon, usiąść, zamknąć oczy, zwolnić. Ale kiedy tylko próbuję, w środku zaczyna się hałas. Myśli gonią myśli, ciało niby siedzi, ale ja wciąż jestem w biegu. Jakby coś we mnie nie potrafiło przestać działać.  Jakby odpoczynek był czymś, na co nie zasłużyłem. Czuję zmęczenie, które nie znika po nocy czy po weekendzie. Ono siedzi głębiej. W mięśniach, w sercu, w oddechu. Jakby coś się we mnie wypaliło – nie wiara, nie sens, ale siła. Ta zwyczajna energia, która kiedyś sprawiała, że świat wydawał się prostszy.  Dziś coraz częściej robię rzeczy z przyzwyczajenia. Wypełniam obowiązki, rozmawiam, uśmiecham się, choć w środku czuję tylko ciężar.  Czasem mam wrażenie, że działam już tylko po to, by nie zatrzymać się za bardzo, bo wtedy musiałbym zobaczyć, jak bardzo jestem pusty. Kiedy próbuję się zatrzymać, naprawdę odpocząć, od razu czuję niepokój. Jakby w środku ktoś krzyczał, że nie mam prawa się zatrzymać. Bo p...

Może problem nie tkwi w tym co masz do zaoferowania, ale komu to oferujesz.

Czasem patrzę na siebie i myślę:  „Czy to, co robię, ma sens?  Czy moje pomysły, moje talenty, to wszystko, co w siebie włożyłem, naprawdę kogoś poruszy?” Często wątpię w siebie.  Może Ty też czasem tak czujesz – że dajesz z siebie wszystko, a świat nie dostrzega wartości tego, co masz do zaoferowania. Przypomina mi się bajka, którą kiedyś usłyszałem.  Ojciec podarował swojej córce stary, piękny zegarek i powiedział:  Pokaż go trzem osobom: handlarzowi na rynku, właścicielowi antykwariatu i dyrektorowi muzeum. Zobaczysz, ile jest wart w oczach różnych ludzi. Handlarz zaoferował kilka złotych. Antykwariusz – trochę więcej. Dyrektor muzeum? Kilkanaście tysięcy.  Dziewczynka zrozumiała coś niezwykłego: wartość rzeczy – a czasem i ludzi – nie zależy tylko od jakości czy wysiłku włożonego w ich stworzenie.  Zależy od tego, kto je dostrzega i w jakim kontekście. Czasem czuję się jak ta dziewczynka. Pokazuję swoje „zegarki” – projekty, pomysły, talenty, energ...