To wspomnienie wróciło do mnie nagle. W codzienności.
Podczas zwykłej rozmowy w sklepie, rozmowy jakich wiele, w poranku takim jakich wiele.
I nagle – jakby ktoś otworzył we mnie stary pokój, w którym było dużo ciszy i napięcia.
Kilka lat temu.
Wyszedłem ze sklepu i zobaczyłem tłum ludzi. Na ziemi kobieta.
Leżała bezwładnie.
Wtedy ciało zadziałało szybciej niż myśl.
Uklęknąłem. Wstępne badanie. Oddechy agonalne u poszkodowanej. Dłonie ułożyły się tak, jak mnie uczono.
Rytm ucisku. Rytm, który znałem na pamięć. A może bardziej znało moje ciało, mięśnie.
Obok ktoś dzwonił, ktoś krzyczał, ktoś patrzył w panice, ktoś rozmawiał. Mężczyzna podszedł, pomogę też umiem. Ktoś przyniósł wodę.
A ja robiłem swoje.
Czekałem z nią, aż przyjedzie karetka.
Gdy ratownicy przejęli sytuację, wstałem i odszedłem.
Pamiętam krótki powrót do domu.
I długi czas, kiedy moje serce musiało nauczyć się zwalniać.
Jakby emocje dopiero wtedy chciały mnie dogonić.
Dopiero teraz, po latach, dowiedziałem się, że ta pani w karetce zmarła.
I wróciło pytanie, które pali, które trudno nazwać, ale które się czuje.
To nie była wina.
To nie była nawet czysta bezradność.
To było coś cichszego.
Takie ledwo słyszalne: czy mogłem więcej?
Ale wiem, że zrobiłem wszystko.
Wiem, że byłem obecny, że byłem tam całym sobą.
A jednak… życie poszło w swoją stronę.
I dzisiaj, gdy siedzę naprzeciw ludzi – w coachingu, w konsultacjach, w tutoringu – czuję, że to doświadczenie uczy mnie czegoś więcej niż wszystkie książki i szkolenia razem.
Że nie da się zrobić komuś „emocjonalnego RKO”.
Nie mogę za kogoś oddychać.
Nie mogę przeżyć za niego jego własnego życia.
Mogę podać rękę.
Mogę trwać w milczeniu obok.
Mogę przypominać, że istnieje życie, radość, odwaga, że można sięgnąć po głębszy oddech.
Ale to zawsze on – człowiek przede mną – wybiera.
Czy chce oddychać? Jak chce oddychać.
Czy chce żyć? Jak chce żyć.
Czy wybiera radość, czy zatrzymuje się w bólu?
To jest jego wolność.
Delikatna. Święta.
I choć czasem boli mnie, że ktoś wybiera cierpienie – wiem, że nie mogę wybrać za niego.
Tak jak wtedy – moje ręce mogły uciskać klatkę piersiową.
Ale tchnienia życia… nigdy nie należały do mnie.
To doświadczenie zostawiło we mnie pytania, które nie są tylko moje.
Pytania, które mogą dotknąć każdego z nas – tam, gdzie próbujemy ratować, wspierać, towarzyszyć.
Jak być całym sobą przy drugim człowieku – a jednocześnie nie zabrać mu prawa do własnych wyborów?
Jak odróżnić troskę od przejmowania odpowiedzialności, która nigdy nie należała do mnie?
Jak przyjąć fakt, że nawet największa obecność i największe serce nie zagwarantują, że ktoś wybierze życie, radość, zmianę?
Jak nauczyć się ufać, że moja rola kończy się w momencie, w którym zaczyna się wolność drugiego?
I pytanie najintymniejsze – skierowane i do mnie, i do Ciebie, jeśli to czytasz:
Jak to jest, kiedy biorę odpowiedzialność tylko za swoje oddechy?
Co dla mnie znaczy oddychać naprawdę własnym życiem – a nie cudzym?
Jak się czuję, gdy pozwalam drugiemu oddychać po swojemu, nawet jeśli wybiera inaczej, niż ja bym chciał?
Bo może w tym właśnie tkwi największa sztuka bycia z drugim człowiekiem.
Być w pełni dla siebie. Dawać w pełni siebie drugiemu.
I puścić drugą osobę w pełni w jej wyborach i konsekwencjach.
Jeśli te słowa w czymś Cię dotknęły – podziel się proszę w komentarzu.
Jakie pytanie zostaje dzisiaj z Tobą?
Twoja refleksja może stać się wsparciem i światłem dla kogoś innego.
Łukasz
Jak często wybierając po swojemu wpadamy w konflikt z innymi?
OdpowiedzUsuńJak często możemy wybierać jak chcą inni, by nie zatracić sensu życia, by już nie chcieć oddychać, bo już nie jesteśmy sobą?
Nasze wybory często są w konflikcie z tym, jakie inni mają o nas wyobrażenie i co chcą od nas uzyskać.
OdpowiedzUsuńW swojej pracy (jako nauczyciel, terapeuta) wybierałem kiedyś pracę w dwóch szkołach, pracę w soboty ponieważ mogłem w tedy zarobić. Często dzieci szkolne były ważniejsze od moich prywatnych.
Pierwszą zmiana było ustalenie pracy, aby moja rodzina nie traciła. Drugim odejście ze szkoły. I to drugie było trudniejsze. Co rodzice powiedzą? Jak dyrekcja zareaguje? Jak sobie dalej poradzą dzieci, które miałem pod opieką? Dużo pytań, niepewności.
I w tym wszystkim jedno co mi pomogło: Jak zadbasz o siebie?
To pomogło mi zrozumieć, że mam żyć swoim życiem. Nie życiem, które inni dla mnie chcą wybrać lub wymusić.
Wiem, że Ci, którzy mi dobrze życzą, będą mnie wspierać, nawet jeśli moje wybory się im do końca nie podobają. A reszta... niech żyje swoim życiem nie moim.