niedziela, 10 sierpnia 2025

Nikt mi nie powiedział, że leczenie jest brutalne...

Najpierw jest ciężar.

Taki, którego nie da się unieść, ale i nie można odłożyć.
Siedzisz w środku dnia, wśród ludzi, a czujesz się jak w zamkniętej, ciemnej klatce, do której nikt nie ma klucza. 

Nawet ty.

Ból przychodzi bez ostrzeżenia. Nie ma twarzy. Nie ma imienia. 

A jednak wypełnia cię tak, że ledwo oddychasz. Czasem czujesz go jak kamień w klatce piersiowej, czasem jak mgłę, która wciska się do głowy i rozmazuje wszystko. A czasem jak echo, które krzyczy w pustym pomieszczeniu, choć ty nie wydajesz z siebie żadnego dźwięku.

Jak to wytłumaczyć?
Jak powiedzieć komukolwiek: „Boli mnie istnienie”?

To nie jest smutek, strach czy złość. 

To coś większego, co odcina cię od reszty świata. Zamyka. Izoluje. Wciąga pod powierzchnię.

A potem… zaczynasz się leczyć.
I odkrywasz, że to wcale nie jest piękne, łatwe.

Leczenie nie wygląda jak w filmach, gdzie ktoś siedzi przy oknie z kubkiem herbaty, a nagle wszystko staje się jasne. 

Leczenie jest jak płynięcie w środku sztormu. Woda bije w twarz tak mocno, że tracisz oddech. Powietrze jest gęste, fale rozbijają się o ciebie bez końca, a horyzont ginie we mgle. Nie wiesz, czy robisz krok do przodu, czy tylko dryfujesz, walcząc o każdy wdech.

Twoje ciało i myśli są jak wrak — drewno nasiąknięte wodą, gotowe rozpaść się w każdej chwili. 

To walka z nagimi ranami, które rozrywają się przy każdym ruchu. To sól w oczach, która piecze, kiedy już i tak widzisz niewyraźnie. To ból mięśni i psychiki, które odmawiają posłuszeństwa, a ty mimo to zmuszasz je, by uniosły cię choć trochę wyżej. To brud pod paznokciami i oddech urywany jakbyś tonął po raz setny.

Są noce, w których budzisz się zlany potem, nie wiedząc, czy to sen, czy wspomnienie. Patrzysz w ciemność i pytasz siebie:
„Czy ja w ogóle idę do przodu, czy tylko kręcę się w kółko? Czy tego chce? Czy ja ....”

Są dni, kiedy łzy przychodzą nagle, w środku ulicy, a ty nawet nie wiesz, jak nazwać ich powód. Ale powód jest. On żyje w twoich kościach. Drży w oddechu. Zaciska gardło.

Uzdrowienie nie cofa czasu.
Nie wymazuje krzyku, który słyszałeś. Nie usuwa dłoni, które cię odepchnęły, ani chwil, w których sam siebie zostawiłeś.

Uzdrowienie jest zmianą. Tak głęboką, że nie wracasz. Bo już nie ma do czego wracać. Ty — ten sprzed burzy — nie istniejesz. Zostaje ktoś inny. Twardszy. Czasem zimniejszy. Ale żywy.

To walka i rezygnacja w jednym.
Rezygnacja z trzymania się tego, co cię topi. Odpuszczenie rzeczy, które znałeś jak własne ręce, ale które ciągnęły cię w ciemność. Boli to tak samo jak sztorm, czasem nawet bardziej. Ale robisz to. Bo wiesz, że inaczej nie wynurzysz się nigdy.

A na końcu… nie ma fajerwerków.

Jest cisza. 

Nie ta złowroga z początku, ale cisza po walce.


Siadasz. Czujesz własny oddech. Patrzysz w pustkę.




I mówisz:
„Przeżyłem. Dałem radę. Choć bolało.”

I to jedno zdanie niesie cię dalej niż cokolwiek wcześniej.

piątek, 8 sierpnia 2025

Punkty zwrotne. Czyli momenty, które rozrywają ciszę i przestawiają życie na inne tory.

To mój pierwszy pełny wpis tutaj.

Nie pierwszy tekst w życiu – ale pierwszy naprawdę mój.
Bez filtrów. Bez pod publiczkę. Bez myślenia, co się „dobrze sprzeda” na Instagramie czy FB.

Blog. (marzenie od wielu lat) 


Nie Facebook, nie Instagram.

Nie krzyk lajków ani pogoń za zasięgiem.


Tylko moje miejsce.
Żeby usiąść. Złapać oddech.
Zatrzymać się.
I zacząć od początku.

Dziś chcę napisać o punktach zwrotnych.


O tych momentach, które przewracają życie do góry nogami – nie zawsze głośno, nie zawsze spektakularnie.
Czasem to tylko szept. Czasem cios w brzuch.
Ale zostają na zawsze.

Te oczywiste: ślub, dzieci, praca.

Były w moim życiu momenty, które zna wielu z nas.
Ślub. Narodziny dzieci. Zmiany pracy.

Ślub był decyzją, że nie tylko „ja”. Od teraz – „my”.
W codzienności. W zmęczeniu. W radościach i w kryzysach.

Potem dzieci. Czworo. Każde inne. Każde z nową lekcją.
O cierpliwości. O granicach.
O tym, że można kochać bardziej, niż się myślało, że się da.
I że ta miłość zmienia człowieka – od środka.

A jednak to nie te momenty zmieniły mnie najmocniej.

Ławka. Dom dziecka. 18 lat.

Miałem 18 lat, gdy trafiłem ze znajomymi do domu dziecka.
Gwar. Śmiech. Małe dzieci – może sześcio-, siedmioletnie.
Zabawa trwała już drugą godzinę.

Usiadłem zmęczony na ławce.
I wtedy podeszła do mnie mała dziewczynka.
Bez słowa wspięła się na moje kolana. I... zasnęła.

W tym chaosie.
W hałasie.
U mnie.

Siedziałem nieruchomo, żeby jej nie obudzić.


I myślałem: dlaczego właśnie ja?
Dlaczego przy mnie poczuła się bezpieczna?

Ten moment we mnie został.
Cichy, ale fundamentalny.

Zrozumiałem, że chcę być dla innych.
Być miejscem spokoju. Przestrzenią, w której ktoś może odetchnąć.
Zamknąć oczy.
Poczuć się wystarczająco dobrym, spełnionym, nie ocenianym.


Hospicjum. Pierwsza śmierć.

Kilka lat później pracowałem jako wolontariusz w hospicjum.
Tam poznałem mężczyznę – silnego, dumnego, niezależnego.

Choroba odbierała mu siły, ale on nie chciał się poddać.
Pamiętam, jak z trudem przesuwał szafkę przy łóżku, ponieważ chciał mi udowodnić, że nadal jest zdrowy i silny. 
A nie dlatego, że czegoś potrzebował.


Tylko po to, by udowodnić – sobie? innym? – że jeszcze może.

Trzy dni później zmarł.

To była moja pierwsza śmierć tak blisko.
Pierwszy raz, gdy zrozumiałem, jak kruche jest życie.
Jak wszystko może skończyć się po cichu, bez ostrzeżenia.

Od tego momentu żyję inaczej.
Nie idealnie. Ale uważniej.
Z większą wdzięcznością za to, co mam – i za to, co jeszcze mogę dać.


Kontuzja. Kolano. Zatrzymanie.

Najświeższy punkt zwrotny?
Trening. Sporty walki – moje miejsce odreagowania, wyzwania, równowagi.

I nagle – pęknięcie. Dosłowne. Strzał w kolano.
Ból. Ostry. Fizyczny.
Ale to, co przyszło potem, bolało bardziej.

Zatrzymanie.
Bezruch.
Kilka tygodni z unieruchomioną nogą i lawiną myśli, których wcześniej nie chciałem słyszeć.

Nie mogłem działać. Nie mogłem uciekać w zadania. Delikatne ucieczki na basen. 

Byłem sam ze sobą. I w tej ciszy padło zdanie, które długo we mnie siedziało:

Odchodzę ze szkoły.
Po 16 latach.

(Odszedłem rok później. Ale o szkole będzie osobny wpis. Bo to długa i ważna historia.)

Ta kontuzja nie tylko zatrzymała moje ciało.
Ona uruchomiła duszę.
Pozwoliła mi spojrzeć na swoje życie z innej perspektywy.
I wybrać: siebie. Autentyczność. Własną drogę.

Dziś.

Dziś jestem tu.
Z czwórką dzieci. Z ukochana Kobietą, która wciąż wierzy we mnie bardziej, niż ja sam czasem potrafię.


I z decyzją, że zaczynam od nowa.
Pracuję po swojemu.
W zgodzie ze sobą. Z misją.


Nie dla lajków. Dla ludzi.

A Ty?

Zatrzymaj się. Choćby na chwilę.
Zadaj sobie pytanie: co było Twoim punktem zwrotnym?

Może nikt tego nie widział. Może nie było oklasków, zdjęć ani świadków.
Ale Ty wiesz, że od tamtej chwili – wszystko było już inaczej.

Chcesz się tym podzielić?
Napisz. W komentarzu. W wiadomości.
To miejsce nie jest tylko o mnie.

To miejsce jest dla nas.

Bo każda zmiana zaczyna się od czyjejś historii.
Ta była moja... Twoja może jeszcze trwa...


czwartek, 7 sierpnia 2025

W głowie jak w ulu… dlaczego powstał blog NieRzdzeSobie


„W głowie jak w ulu, następna noc, chcę spać... Próbuję... Spać... Czwarta nad ranem, mógłbym śpiewać.”

 

Znowu.

Zasłony zasunięte. Świat przyciszony. Wszyscy śpią – tylko ja nie.
Leżę spokojnie, ale w środku… tornado.

Myśli wirują. 

Przeskakują 

Plan – analiza – pytanie – pomysł – kolejny plan – i wracamy do początku.

Za dużo. Szybko. Za głośno.

To nie jest „zwykła bezsenność”.
To życie z głową, które nie zawiera przycisku „pauza”.
To mój świat z ADHD. 


Stworzyłem tego bloga, bo wiem, jak:


Robić dużo, pisać, pisać… a w środku się rozpadać.


Być skutecznym, jednocześnie nie ogarniając rzeczy.


Czuć się „za dużo” – za intensywnie, za mocno, szkodliwie, bez wyrzucenia tego z siebie.


Zadawać sobie pytanie: „Czy tylko ja tak mam?”


Przezywać inaczej życie. Pełniej. Intensywniej.


NieRzdzęSobie powstało, bo potrzeba było miejsca bez presji , bez oceny, bez „musisz”.


O czym chce pisać?


o codzienności

o emocjach, które nie tylko bolą, ale budują

o wrażliwości, której nie trzeba się wstydzić,

o tych sytuacjach, kiedy świat po prostu „nie działa”.


Nie będzie za to:
❌ ocen,
❌ złotych rad w stylu „ogarnij się”,
❌ porównań z innymi, którzy „radzą sobie lepiej”.


Jeśli jesteś, jeśli chcesz podzielić się ze mną ten mały świat – rozgość się .

Zajrzyj. Poczytaj. Odezwij się.


Nie trzeba już ogarniać całego świata. Może razem będzie łatwiej.


Łukasz


#NieRzdzęSobie #ADHDinaczej #ADHDdorosłych #ZrozumiećSiebie #SpotkanieBezPresji #NieJesteśSam #ADHDżycie #WrażliwośćToSiła #ZaDużoWszystkiego #UważnośćNaSiebie #ADHDwsparcie

🧩 z treściami, refleksjami i wsparciem:
👉 www.konsultacjakryzysowa.pl
👉 @kiedykaplanprzechodzikryzys
👉 @czajka.coach

Nikt mi nie powiedział, że leczenie jest brutalne...

Najpierw jest ciężar. Taki, którego nie da się unieść, ale i nie można odłożyć. Siedzisz w środku dnia, wśród ludzi, a czujesz się jak w z...