Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2025

Moja moneta ma dwie strony...

Czasami mam wrażenie, że stoję w miejscu.  Patrzę, jak inni biegną, rozwijają się, zdobywają kolejne szczyty – zwłaszcza ci, którym sam staram się pomóc.  I wtedy pojawia się pytanie: „dlaczego oni potrafią, a ja nie?” .  To dziwne uczucie, kiedy twoi uczniowie, klienci, bliscy – ci, którym chcesz coś dać – zaczynają cię wyprzedzać. Osiągają rzeczy, które mnie samemu wciąż się wymykają.  Z jednej strony czuję dumę i radość, bo wiem, że o to właśnie chodzi.  Z drugiej – we mnie samym rodzi się cień. Porównanie .  Głos, który szepcze: „oni lepiej, szybciej, mocniej… a Ty? ”. Czasami wtedy widzę w sobie tylko to, co nie wyszło. Potrafię godzinami analizować porażki, rozkładać je na części, karmić się poczuciem winy, że mogłem inaczej, lepiej.  W takich chwilach tonę w przekonaniu, że ugrzęzłem w ciemnej stronie monety – jakby tylko ona istniała. I wtedy dzieje się coś, co mnie zatrzymuje.  Nagle przychodzi SMS. Wiadomość. Rozmowa. Ktoś napisze: „dz...

Bóg nie patrzy na Twoje konto bankowe.

Ostatnio przeczytałem zdanie, które wbiło mi się w serce jak gwóźdź: „Kiedy Bóg daje Ci marzenie, które nie pasuje do Twojego budżetu, On nie patrzy na Twoje konto bankowe.” I nagle poczułem, jakbym usłyszał echo własnych wymówek. Ile razy odrzucałem coś, co we mnie rosło, tylko dlatego, że „nie pasowało”? Nie pasowało do mojego portfela, mojego kalendarza, mojej odwagi. Ile razy zamykałem marzenie w szufladzie z napisem „nierealne”, bo Excel mojego życia pokazywał czerwone minusy. A przecież… czy naprawdę jedyną walutą marzeń jest mój portfel? Moja droga – chaos, który układa się w sens W życiu dotknąłem wielu prac: na budowie, pracowałem w sklepach, jako pozorant na kursach pierwszej pomocy, byłem agentem nieruchomości, nauczycielem, terapeutą, drwalem, coachem, mentorem, wolontariuszem w hospicjum, skautem. Niektóre z tych rzeczy są nadal w moim życiu, mnie rozwijają,  Kończyłem różne studia i szkolenia, czasem z przymusu, czasem z kaprysu, czasem bez większego zrozumienia „...

Kiedy ruch uspokaja życie...

Po  kilku latach trenowania defendo wiem, że to nie tylko ciosy i kondycja. To przede wszystkim umiejętność opanowania siebie – emocji, oddechu, reakcji.  Na macie, w klubie uczę się panować nad chaosem, który pojawia się w ułamku sekundy.  To doświadczenie stało się dla mnie nieocenione w codziennym życiu, zwłaszcza że żyję z dużymi deficytami koncentracji, dla niektórych znanymi jako ADHD .  Moja głowa pędzi szybciej niż ciało, myśli skaczą w każdym kierunku.  Czasem codzienność przypomina nieustanny sparing – terminy, spotkania, projekty, zadania, ludzie… To, czego nauczyłem się na treningach, pomaga mi w pracy i relacjach z innymi. Kiedy na spotkaniu z klientem, biznesowym lub prywatnym emocje zaczynają przyspieszać, przypominam sobie, jak w walce można wyhamować chaos, złapać oddech i spojrzeć na sytuację z dystansem.  Kiedy moja uwaga rozprasza się od miliona myśli, wykorzystuję techniki skupienia na jednej czynności, na sekwencji ruchów, ciosów, któ...

Kiedy inni dają życie, chociaż po ludzku odchodzą.

Na początku była czysta intencja. Klasa maturalna, podjęcie decyzji.  Nie wiem, czy to była wielka miłość do Boga, czy raczej głęboka potrzeba sensu. Potrzeba oddania życia czemuś większemu niż ja sam. Pragnienie służby, bycia mostem, światłem, narzędziem.  Zakon jawił się jako droga, która mnie przerastała, ale też wołała. Pierwsze lata formacji były jak świt. Szczerość, zachwyt nad modlitwą, wspólnotą, ciszą. Wyobrażałem sobie siebie – jak wspieram ludzi rozmową, obecnością, zwyczajną pracą. To było piękne. Marzenia były czyste jak poranne światło. Na początku wszystko miało smak – wspólne modlitwy, rekolekcje, spotkania z ludźmi, godziny spędzone na zwykłej pracy. Nawet zmęczenie bywało błogosławieństwem. Potem przyszła codzienność. Ale nie ta zdrowa, prosta, tylko ta, która zaczyna dusić.  Małe rozczarowania. Milczenie Boga, które przedłuża się ponad siły. Bracia, którzy widzieli bardziej rolę niż człowieka. Moje imię zaczęło znikać – została tylko funkcja. Najp...

Nikt mi nie powiedział, że leczenie jest brutalne...

Najpierw jest ciężar. Taki, którego nie da się unieść, ale i nie można odłożyć. Siedzisz w środku dnia, wśród ludzi, a czujesz się jak w zamkniętej, ciemnej klatce, do której nikt nie ma klucza.  Nawet ty. Ból przychodzi bez ostrzeżenia . Nie ma twarzy. Nie ma imienia.  A jednak wypełnia cię tak, że ledwo oddychasz. Czasem czujesz go jak kamień w klatce piersiowej, czasem jak mgłę, która wciska się do głowy i rozmazuje wszystko. A czasem jak echo, które krzyczy w pustym pomieszczeniu, choć ty nie wydajesz z siebie żadnego dźwięku. Jak to wytłumaczyć? Jak powiedzieć komukolwiek: „Boli mnie istnienie” ? To nie jest smutek, strach czy złość.  To coś większego, co odcina cię od reszty świata. Zamyka. Izoluje. Wciąga pod powierzchnię. A potem… zaczynasz się leczyć. I odkrywasz, że to wcale nie jest piękne, łatwe. Leczenie nie wygląda jak w filmach, gdzie ktoś siedzi przy oknie z kubkiem herbaty, a nagle wszystko staje się jasne.  Leczenie jest jak płynięcie w śro...

Punkty zwrotne. Czyli momenty, które rozrywają ciszę i przestawiają życie na inne tory.

To mój pierwszy pełny wpis tutaj. Nie pierwszy tekst w życiu – ale pierwszy naprawdę mój . Bez filtrów. Bez pod publiczkę. Bez myślenia, co się „dobrze sprzeda” na Instagramie czy FB. Blog. (marzenie od wielu lat)  Nie Facebook, nie Instagram. Nie krzyk lajków ani pogoń za zasięgiem. Tylko moje miejsce. Żeby usiąść. Złapać oddech. Zatrzymać się. I zacząć od początku. Dziś chcę napisać o punktach zwrotnych . O tych momentach, które przewracają życie do góry nogami – nie zawsze głośno, nie zawsze spektakularnie. Czasem to tylko szept. Czasem cios w brzuch. Ale zostają na zawsze. Te oczywiste: ślub, dzieci, praca. Były w moim życiu momenty, które zna wielu z nas. Ślub. Narodziny dzieci. Zmiany pracy. Ślub był decyzją, że nie tylko „ja”. Od teraz – „ my ”. W codzienności. W zmęczeniu. W radościach i w kryzysach. Potem dzieci. Czworo. Każde inne. Każde z nową lekcją. O cierpliwości. O granicach. O tym, że można kochać bardziej, niż się myślało, że się da. I że ta m...

W głowie jak w ulu… dlaczego powstał blog NieRzdzeSobie

„W głowie jak w ulu, następna noc, chcę spać... Próbuję... Spać... Czwarta nad ranem, mógłbym śpiewać.”   Znowu. Zasłony zasunięte. Świat przyciszony. Wszyscy śpią – tylko ja nie. Leżę spokojnie, ale w środku… tornado. Myśli wirują.  Przeskakują  Plan – analiza – pytanie – pomysł – kolejny plan – i wracamy do początku. Za dużo. Szybko. Za głośno. To nie jest „zwykła bezsenność”. To życie z głową, które nie zawiera przycisku „pauza”. To mój świat z ADHD.  Stworzyłem tego bloga, bo wiem, jak: Robić dużo, pisać, pisać… a w środku się rozpadać. Być skutecznym, jednocześnie nie ogarniając rzeczy. Czuć się „za dużo” – za intensywnie, za mocno, szkodliwie, bez wyrzucenia tego z siebie. Zadawać sobie pytanie: „Czy tylko ja tak mam?” Przezywać inaczej życie. Pełniej. Intensywniej. NieRzdzęSobie powstało , bo potrzeba było miejsca bez presji , bez oceny, bez „musisz”. O czym chce pisać? o codzienności o emocjach, które nie tylko bolą, ale budują o wrażliwości, kt...